Jesień, temperatury niższe, chcemy spacerować ze swoimi psiakami po polach, lasach,
Łąkach. Moim największym strachem są wtedy choroby od kleszczowe. Jak ważne
jest, zabezpieczenie psa przed tymi pajęczakami opowiem na bazie historii naszego psa sprzed kilku lat.
Młody psiak, żywiołowy, chętny do zabawy, pewnego dnia leży, nie jest zainteresowany miska z jedzeniem, ani zabawkami, widać, że cos mu jest, osowiały, smutny, zbyt spokojny. Mierze mu temperaturę (u psów najlepiej sprawdza się termometr elektroniczny i pomiar doodbytniczo) temperatura ponad 40 stopni. Trzeba pamiętać, że naturalna temperatura u psa zdrowego mierzona w odbycie jest w przedziale- 38-39,2 stopni Celsjusza. Szczenięta mogą mieć fizjologicznie nieco wyższą temperaturę niż psy dorosłe, ale nie więcej niż 39,5 stopni.
Nauczona doświadczeniem pierwsza myśl, młody pies, ogólnie zdrowy, mamy jesień, wiec szczyt sezonu kleszczy. Psiak był co prawda zabezpieczony obrożą p.Kleszczową, no ale co innego mogłoby mu dolegać ? Wsiadamy w samochód, u weterynarza robimy podstawowe badana z krwi, wymaz krwi z ucha, aby sprawdzić moje domysły odnośnie podejrzenia
Bebeszji ( choroba przenoszona przez kleszcze) i cóż, nic złego nie widzimy, ani z krwi, ani rozmaz z krwi ucha nie wskazują na bebeszje, której się tak bałam. Dla pewności wysyłamy krew do laboratorium jeszcze. Wyniki przychodzą po kilku godzinach, bebeszji nie stwierdzono, pies czuje się coraz gorzej, nie pije, wymiotuje, jest słaby.
Dostaje leki, kroplówki, działamy po omacku, usg., rtg.- bo może cos zjadł dziwnego, nic… Na badaniach i szukaniu przyczyny spędzamy 3 dni w przychodni, pies jest już bardzo słaby, wątroba przestaje prawidłowo pracować, a my ciągle nie wiemy dlaczego…jest już bardzo źle, zaczyna się nawet padaczka, bo toksyny z krwi trafiają do mózgu. W 4 dobie po kolejnych badaniach wychodzi nasza bebeszja, 3 dni nie chciała się ujawnić, wdrażamy postępowanie, leczenie, które jest dostosowane do tego, co widzimy w wynikach, stan psa jest dramatycznie zły.
Kolejnych 5 dni leczenia, pies jest nieprzytomny, odżywiany kroplówkami, cewnikowany, leży jak roślinka, po 5 dniach walki podnosi głowę i otwiera oczy, uczucie ulgi to mało powiedziane… Z każdym dniem jest coraz lepiej, i pies po finalnie ponad tygodniowym leczeniu staje na nogi, jest radość, nadzieja i ulga. Moja kolejny tydzień a pies znowu bardzo źle się czuje a wyniki krwi pikują znowu w dół, bebeszji nie ma nie odnowiła się, ale organizm zaczyna walczyć sam ze sobą i w wyniku autoagresji sam niszczy swoje czerwone ciałka krwi, zostaje wprowadzone leczenie dla sportowców, trochę metoda prób i błędów obserwując jego organizm wdrożone jest leczenie przeciwko autoagresji.
W takiej huśtawce żyjemy 6 miesięcy, raz jest lepiej i znowu organizm zaczyna walczyć sam ze sobą, ilość cierpienia, leczenia, powikłań i kosztów finansowych nie da się nawet policzyć….
Niby młody organizm, niby tylko kleszcz, no zdarza się mimo zabezpieczenia, a skutki i konsekwencje były ogromne, pies jest zdrowy przez kolejny rok swojego życia odbudowywał swoja odporność , leczenie wraz z rekonwalescencja zajęło nam 1,5 roku!!
Od tego czasu , wszystkie nasze psy zabezpieczamy wyłącznie bravecto, nie zanotowałam żadnego przypadku choroby kleszczowej w tym czasie ani żadnego powikłania wynikającego ze stosowania tego środka .
Koszty ? dla dużych psów to nie jest tani środek, ale, uwierzcie mi tak skomplikowane leczenie tez nie było, i do końca nie wiedzieliśmy czy nam się ono powiedzie a le było psiego cierpienia? To wie tylko on….